Ostrzeżenie.
Niniejszy artykuł zawiera wspomnienia Autorki z nie tak zamierzchłych czasów. Mogą wywołać zakłopotanie. Jeśli nie chcesz się narażać – zejdź od razu do meritum. Końcówki nie pomijaj.
Ręka w górę kto pamięta jeszcze książki telefoniczne?
Albo „Panoramę firm”?
Aaaa, albo uliczne budki telefoniczne na monety, a później karty?
Choć z uporem mówię o sobie, że jestem młoda mam wrażenie, jakby od czasów mojego dzieciństwa i telefonów z tarczą, upłynęły lata świetlne. To, jak rozwinęła się komunikacja, jak ówczesne nowinki techniczne odeszły już do lamusa, zadziwia mnie za każdym razem, gdy sobie o tym pomyślę.
I właśnie uśmiecham się do siebie na wspomnienie pierwszego komputera na dyskietki o pojemności 1,44 MB i wyprawy do kafejki internetowej, aby wysłać przez bramkę SMS przygotowane w notatniku wiadomości o długości 160 znaków. Bo jeszcze nie miałam swojej Nokii 3210.
Dość wspominek, bo czuję, że moje myśli zmierzają w niebezpiecznym kierunku pod tytułem „kiedyś to były czasy”.
Meritum
Czy tu i teraz, gdy mamy o niebo więcej możliwości komunikowania treści niż 20-30 lat temu, gdy social media królują, a specjaliści od Facebooka, Instagrama i innych Tick Tock’ów uczą „jak sprzedawać więcej” i „jak komunikować” potrzebne są jeszcze strony internetowe?
Czy organizacje pozarządowe potrzebują stron internetowych?
Tak!
I żeby nie zakończyć tak po prostu, że tak, i już, uzasadnię.
1. Strona www to wizytówka i ważny element budowania wizerunku marki
Bo NGO to także marka. I w wielu aspektach warto podejść do organizacji jak do firmy – mieć logo, które nie straszy, a pięknie wyraża to, co robimy, responsywną stronę, którą można przeczytać bez lupy i nerwów, social media prowadzone graficznie tak, że korespondują z www.
Bo lubimy jak jest spójnie, lubimy jak coś dobrze wygląda, zaczynamy kojarzyć dane kolory i powtarzające się elementy. I podświadomie budujemy sobie w głowach wizerunek danej marki.
Jeśli na Facebook’u korzystamy z kolorów i jakiegoś motywu przewodniego, np. otwartej dłoni, ten symbol pojawia się też na Instagramie, na plakatach promujących wydarzenie oraz na stronie www – odbiorca go zapamiętuje. Łatwiej będzie mu opowiedzieć komuś o naszych działaniach, jeśli „uciekła” mu nazwa, bo jest zbyt długa i skomplikowana, że piknik organizowała „ta fundacja, co ma zawsze na zdjęciach czarnego, kudłatego psa na żółtym tle i tę dłoń wyciągnięta w jego stronę”.
2. Tylko własna strona zapewnia całkowitą kontrolę nad treścią i formą przekazu
Wielki Brat czuwa.
Kiedy jedne ideologie wypierają inne, gdy w zawrotnym tempie zmieniają się wartości, jakimi żyjemy, kiedy zablokowanie konta w social mediach to czyjeś jedno kliknięcie, a odblokowanie – długi proces, nie zawsze zakończony pozytywnie, warto być niezależnym.
Giganci bywają także obiektami hakerskich ataków i prawdopodobieństwo, że ujrzymy „Page doesn’t exist„ albo wrażliwe dane wyciekną, jest jednak wyższe niż hakowanie strony naszej organizacji.
Poza tym, kiedy dbamy o regularne kopie bazy danych, nawet atak nie będzie nam straszny.
3. Własna strona daje realną możliwość utrzymania sensownego porządku
Mam tu na myśli zarówno podstrony, jak i wpisy blogowe. Porządek utrzymamy dzięki spisowi treści, kategoriom i tagom. Jasny podział treści, szybki dostęp do danych kontaktowych, oferta, która przedstawiona jest w tabeli lub w sekcjach, wreszcie sklep z produktami i usługami. Czytelność, przejrzystość, poczucie logiki. To nam daje dobrze przygotowana strona www.
Czy przeglądam blogi bez kategorii? Tak.
A bez spisu treści? Oczywiście.
Czy łatwo się na nich szuka treści?
To zależy. Jeśli autor jest produktywny, napracował się i przygotował dziesiątki artykułów, do których dostęp jest tylko poprzez klikanie „Poprzedni post” trzeba być niezwykle cierpliwym człowiekiem, żeby szukać tego, co przypuszcza się, że się znajdzie.
Albo mieć sporo czasu i zamiłowanie do klikania „Dalej” czy „Kolejna strona”.
Ja nie mam.
Przyznaję szczerze – wychodzę ze strony. Nie lubię się domyślać, jakie bogactwo skrywa 7 karta z wpisami.
Jesteś twórcą, blogerem, przedstawicielem organizacji pozarządowej i piszesz teksty na stronę?
Apeluję.
Twórz spis treści, używaj kategorii.
Żeby to, czym dzielisz się ze światem, co kierujesz do czytelników, trafiało do nich drogą prostą i łatwą.
Życie jest już wystarczająco skomplikowane. Po co dokładać?
4. Nie każdy ma i chce mieć dostęp do social mediów. I należy to uszanować
Praca. Tylko praca trzyma mnie na Facebooku i w dużej mierze na Instagramie. Choć faktem jest, że i ja zaliczam się do grona osób, które łapią się na tym, że bezmyślnie scrollują ekran. Na Instagramie, gdzie nie ma takiego zalewu niechcianych treści, zauważam trend „mniej mediów, więcej życia”.
Chyba czuć przesyt.
Dlatego do łask wracają strony, których autorzy chcą jeszcze dzielić się wartościowymi treściami, pisząc więcej niż Instagramowe 2000 znaków. Ten artykuł też ma już swoją objętość i cieszę się, że jesteś ze mną do tego momentu.
Mam wśród znajomych ludzi młodych, którzy powiedzieli mi wprost, że dla nich social media to zło, dawny nałóg, złodziej czasu, marny substytut prawdziwych relacji i się z mediów wylogowali.
Do nich też warto i należy kierować treści związane z działalnością swojej organizacji. Stronę www, dzięki opcji blogowania, można potraktować jako własne medium służące komunikacji ze społecznością, nawet idąc po najmniejszej linii oporu i kopiując posty z Facebooka.
Podsumowując
Warto, żeby NGO, szczególnie te, które realnie zmieniają świat na lepszy, korzystały z profesjonalnych i skutecznych narzędzi. Także marketingowych, które wywołują pierwsze wrażenie, budują wizerunek i wspierają działalność.
To moje zdanie.
A jakie jest Twoje, Czytelniczko i Czytelniku? Masz stronę swojej organizacji?
Podziel się adresem w komentarzu!
PS. Przygotowanie tego artykułu zajęło mi trochę czasu. Jeśli wniósł w Twoje życie jakąś wartość albo choć wywołał uśmiech na twarzy – proszę, podziel się nim w social mediach. Będzie mi szalenie miło!
PPS. Daj znać czy długość tekstu była znośna, czy już opadasz z sił;)
Jolanta Mitko